piątek, 24 lutego 2012

wspomnienie 2: dziadkowie

....moje dzieciństwo po tym jak mama wyjechała nie było od razu takie trudne ...jej rodzice , a moi dziadkowie bardzo nas kochali i pomagali tacie.
Pamiętam wyjazdy na działkę gdzie mogłam razem z bratem szaleć, było fajnie ,Tata zabierał nas na  weekendy do domu , nie brakowało nam niczego bardzo się starał i pamiętam jak dziś jak na lalce uczyłam go robić warkocza tak żeby mnie umiał ładnie czesać,Bardzo go kocham chociaż dziś oboje mamy tak trudne charaktery, że trudno się nam rozmawia bo bardzo się różnimy lub tak bardzo jesteśmy do siebie podobni:)....a żeby było ciekawiej razem pracujemy.
Pewnego razu kiedy tata odwoził nas do dziadków w niedziele pokłócili się tak bardzo ,że nie pamiętam wcześniej ,żebym kiedykolwiek się tak bardzo bała. Oczywiście powodem kłótni była mama ,która nie wracała a przecież miała jechać tylko na sześć miesięcy .Byłam mała i nie wiedziałam ,że to już minął rok a jej nie ma , nie odczułam tego chociaż telefonów i listów było coraz mniej. Nie przy puszczałam, że nas zostawi do czasu kiedy w życiu taty pojawił się ktoś inny,
Przez jakiś czas zostałam z dziadkami, którzy wygonili tatę ze swojego mieszkania zatrzymując mnie przy sobie .Tata zrobił wszystko ,żeby mnie odzyskać i nie wiem dokładnie co , ale udało mu się.....wtedy właśnie dorosłam i zrozumiałam ,że nie zobaczę już więcej mojej biologicznej matki.
Kontakty dziadków już nigdy się nie ociepliły i już nie jeździliśmy do dziadków ,to oni po dłuższym czasie zaczęli odwiedzać nas, ale to nie było już to samo.Miałam trochę do taty żal ,że nie dogadał się z dziadkami i nie odstawili tego wszystkiego na bok, ale dziadkowie też tego nie ułatwiali tak więc wina była po obu stronach.

Po jakimś czasie telefony z USA umilkły na dobre, z tego wszystkiego co od niej dostałam pamiętam tylko rower i jej kolorowe zdjęcia z wesołego miasteczka z Chicago. Żenada.
Najbardziej szkoda było mi mojego brata , który młodszy co prawda tylko o rok , ale bardzo przeżył wyjazd mamy i nigdy się z tym nie pogodził i kiedy znowu po latach się odezwała jego nadzieja ,że mama wróci , czy może zabierze go do siebie a w końcu ,że go kocha wróciła ...tyle ,że na marne, a rozczarowanie było jeszcze bardziej bolesne niż to jej porzucenie....

Wtedy już sobie obiecałam, że nie zrobię krzywdy swoim dzieciom i nie pozwolę ,żeby kiedykolwiek działa im się krzywda.

3 komentarze:

  1. Witaj!
    Wiesz, myślałam trochę o Twojej sytuacji. Może sprawy małżeńskie warto byłoby trochę odsunąć w czasie a całkowicie myśli odwrócić w kierunku dzieci, pracy. Dokładniej mam na myśli kwestię podejmowania ważnych życiowych decyzji w momencie ogromnego stresu i zmęczenia. Po co teraz sobie dokładać. Natalce też potrzebne jest teraz szczególne poczucie bezpieczeństwa. Żeby broń Boże nie pomyślała, że Wasze kłopoty spowodowane są jej chorobą...
    Takie są moje przemyślenia.

    ___
    Nawiązując do Twoich wspomnień...
    Rozczarowania z dzieciństwa pamięta się przez całe życie. Wplatają się cicho w nasze schematy życia, często ograniczając na wiele sposobów. Ból jaki sprawiają najbliższe osoby tkwi w człowieku całe lata. Owszem można po latach oceniać daną sytuację z mniejszym lub większym dystansem, nasze życie jednak uwarunkowane jest od tego w jaki sposób po latach odbieramy te sytuacje, czy "pogodziliśmy" się z nimi, na ile świadomie i w jaki sposób dopuszczamy je do siebie. Wybaczyłaś mamie?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz....zatrzymałam się nad tymi Twoimi wspomnieniami i dniem dzisiejszym..... Powiem Ci jedno....mądra z Ciebie Kobieta....mądra....
    I już wiem, że SAMA znajdziesz odpowiedź na te wszystkie swoje pytania....
    I już wiem, ze ZANIM coś zrobisz....będziesz pewna.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholernie ciezki temat, cholernie ciezkie tak naprawde jest Twoje zycie.. przepraszam, moze sie myle, ale miedzy slowami wylewa sie Twoj zal z dziecinstwa do mamy, ze Was zawiodla, Ciebie i brata, do Taty i Dziadkow, ze mimo juz i tak trudnej dla Was sytuacji, swoimi klotniami, poniekad egoizmem zachwiali Wasze i tak juz nadszarpniete bezpieczenstwo.. teraz tak wielki problem ze zdrowiem Twojej Coreczki, tesknota za Synkiem i zawod milosny.. Boze, Ruda - jak dla mnie jestes cyborgiem, serio! Jak Ty dziewczyno funkcjonujesz?? "Osamotniona" w dziecinstwie, teraz "osamotniona" w doroslosci i to w tak trudnym momencie.. Ja bym chyba wymiekla, nie dalabym rady sama stawic temu czola, bez wsparcia meza, nie wiem, ciezko mi sobie to wyobrazic, cholera trudne to, bardzo!!
    Mam super rodzicow, choc czasy dziecinstwa nie byly dla nas laskawe, ale to przez ówczesny system, ale rodzice na medal, ja co prawda jestem po rozwodzie i cholernie boli mnie to, ze "wybralam" takiego Ojca dla mojej Corki, ale tak sie odbijaja bledy mlodosci.. :( dzis udalo mi sie stworzyc rodzine o jakiej marzylam, tak mi sie wydaje, mam cudownego czlowieka obok siebie na dobre i na zle, mam synka, ktory ma super Ojca, udalo sie.. ale przykro mi bardzo, ze u Ciebie takie klody pod nogi los Ci rzuca, jak dla mnie sa to mega duze i chyba nawet najwieksze klody jakie mozna w zyciu dostac, a Ty je masz w nadmiarze.. Ruda, wspolczuje bardzo. Walcz Kochana jednak, bo jestes twarda, dla mnie mega twarda i silna, ja chyle czola, ale serce i tak boli, bo to wszystko takie niesprawiedliwe, bardzo niesprawiedliwe. Szkoda mi Ciebie i Twoich Sloneczek - nie boisz sie, ze i im gdzies ucieka to poczucie bezpieczenstwa? Natalka cierpi z powodu choroby, ale i byc moze gdzies w srodku sie obwinia, ze faktycznie przez Jej chorobe sie klocicie - kurde, dzieciaki tak maja, one w tym malych slodkich glowkach, czasem tak powaznie kalkuluja i trzeba sie tego bac, bo mozna je bardzo tym skrzywdzic :( Hubercik, jeszcze taki maly, niby niewiele rozumie, ale czuje, czuje bardzo dobrze, ze cos jest nie tak, boi sie i byc moze podobnie to odczuc kiedys jak niegdys Twoja brat, zanim pojmie cala ta trudna sytuacje.. nie wiem, ciezko mi sie tu wymadrzac i nawet wcale tego nie chce, ale szukam tego "zlotego srodka", zeby choc troche pomoc? Moze faktycznie, sprawy malzenskie odlozcie na bok, moze stworzcie, nawet niech to bedzie udawane, ale na czas choroby i calej tej trudnej sytuacji stworzcie dzieciaczkom poczucie bezpieczenstwa, niech widza Wasz, nawet wymuszony usmiech, niech wiedza, ze jestescie Ich oparciem i lekiem na cale to zlo..

    pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń