środa, 14 czerwca 2017

Nauczyłam się nie narzekać i mimo trudności iść do przodu .Moje życie obróciło się o360 stopni. Wszystko się zmieniło a choroba Natalki pozwoliła mi wszystko przyjmować w zupełnie inny sposób. Teraz " walczę " nie z rakiem tylko z naszym chorym prawem które za nic ma to co moje dzieci mówią. Sprawa w sądzie kuratorzy pomoc społeczna psychologowie pedagodzy czy policja . Nikt zupełnie nikt nie jest w stanie nam pomóc bo nie doszło do tragedii. Chciałabym się tylko dowiedzieć ile mamy jeszcze wycierpiec aby ktoś zabronił zbliżać się ich tacie do nas abyśmy mogli czuć się bezpiecznie aby w końcu dał nam spokój. Jak to możliwe że mnóstwo osób w tym dzieci zeznały że ojciec na nie krzyczy, bije i że nie chcą do niego jeździć i nikt nie potrafi tego zbadać i rozwiązać? Że dzieci chodzą do psychologów aby naprawić kontakty z tatą a tata klnie i obraża w obecności pracownika sądowego każdego kogo spotka na swojej drodze. Boli że to wszystko odbywa się kosztem dzieci.

  ...ja już jestem poza tym wszystkim i mimo iż z ogromnymi długami reklamówką ubrań moich  dzieci to  wolna od tyrana i szczęśliwie zakochana . Ucieczka była jedną z najlepszych decyzji w moim życiu i jeśli ktokolwiek boryka się z myślami i wacha się  czy odejść czy próbować ratować rodzinę dla dobra dzieci powinien się przełamać i walczyć o swoje szczęście.

środa, 1 marca 2017

Chciałbym być przez chwilę słaba... niestety nie jestem i właśnie to mnie najbardziej wykańcza !!!! Poplacze sobie w nocy tak żeby nikt nie widział, nie śpię po nocach....a rano jak gdyby nigdy nic nie daje po sobie poznać że coś jest nie tak . Najgorsze chyba jest to że to wszystko się tak nawarstwia że są chwile że sama zaczynam sobie zdawać sprawę z tego że nie podałam. Jestem strasznie zmęczona i gdyby nie fakt że mam dla kogo chciałabym zasnąć i zaznać spokoju .

sobota, 25 lutego 2017

Chory kraj a jeszcze bardziej chore prawo ... Kiedy odeszłam od Mariusza myślałam że już wszystko będzie z górki. Znalazłam siły i odwagę by wszytko zacząć od nowa nie prosząc nikogo o pomoc. Dziś bardzo żałuję......żałuję że jestem silna że nie zgłosiłem niczego nigdzie, że nie byłam w mopsie w domu dla samotnych matek , na policji , żadnej instytucji która zajmuje się przemocą. Żałuję że poradziłem sobie sama. Dziś jestem w sądzie sprawa nadal bez przesłuchania świadków ciągnie się już rok nikt nie słucha tego co mówią dzieci i zmusza je do kontaktów z ojcem do którego nie chcą jeździć. Nasz koszmar powrócił a Mariusz gra wspaniałego ojca któremu była partnerka złośliwie nie chce dać dzieci . Ja nie wiem czy wytrzymam do maja ...dopiero wtedy mamy biegłych sądowych gdzie w końcu dzieci zostaną wysłuchane. Boże kiedy to się w końcu skończy, u nas w kraju jak nie dojdzie do jakiejś tragedii i nie nagłośni to telewizja człowiek pozostaje sam ze wszystkim .Ci co mogą coś powiedzieć nie chcą się mieszać a ci co nie daj Boże cie nie lubią z jakiegoś powodu tylko czekają by podłożyć ci nogi. Znajomi ??? Ludzie którzy są z tobą jak jest dobrze, jak trzeba pogadać dowiedzieć się co u ciebie. Jak przychodzi co do czego mało kto chce Ci pomóc mówiąc że nie chce się w to mieszać przecież wiesz jaki jest Mariusz. Nie chce mieć problemów itd. Brak mi już sił, sama nie wiema co robić. Najgorsze jest to że boję się że Ci od których wszytko teraz zależy to sąd w moim przekonaniu bezduszna instytucja która przez rok wyznacza terminy , nie słucha dzieci tylko wyznacza kolejne rozprawy i uważa że dzieci mają mieć kontakt z ojcem bo to jest ich ojciec .Jest jaki jest ale jest .Wiarę pokładam w biegłych sądowych psychologów oby oni nie zawiedli jak cała reszta.

wtorek, 21 lutego 2017

Od początku....

7 styczeń 2014 roku ...koniec leczenia Natalki . Ostatnia próba leczenia chorego związku pełnego przemocy fizycznej i psychicznej .....i w końcu koniec zwany przeze mnie początkiem normalnego życia.
Szybkie pakowanie torby ubrań dzieci, kilku moich . Takie niby nic a tak poważna decyzja .Mnóstwo niepewności i obaw o to czy dam sobie radę, znowu sama od zera albo i mniej niż zero .Chwila zadumy , przemyśleń i stwierdzenie że skoro przez onkologie przeszłam sama to i teraz też.

...zabrałam dzieci i uciekłam.

Pewnie nasuwa się pytanie od czego lub od kogo uciekłam?

Ci co czytali mojego bloga już kiedyś wcześniej pewnie już wiedzą , że od Mariusza.

Wszystko wydawało się takie proste.
Bez podziału majątku....bo nic nie chce .
Dzieci na weekend do taty .... Sielanka i właśnie wtedy moje dzieci po pewnym czasie ok 6-8 miesięcy od rozstania zaczęły opowiadać mi o sytuacjach które działy się przy nich .....właśnie te sytuacje od których sama uciekłam.

!!!!!

....z tego wychodzi , że wracam tu kiedy jest źle, albo kiedy źle się dzieje. Tak będzie lepiej jak to określe bo mimo że dzieje się źle nie dzieje się najgorzej. Natalka zdrowa i to się dla mnie najbardziej liczy ale przeszłość ciągnie się w nieskończoność.....postaram się opisać to co siedzi mi w głowie jakoś sensownie tak żeby było pokolei i obiektywnie. ....muszę to wyrzucić z siebie bo czuje ze się duszę i tylko to mi pomoże.

środa, 8 stycznia 2014

7.01.2014

…to był bardzo wyczekiwany dzień . Pamiętam jak dziś jak byłam razem z Mariuszem na pierwszej rozmowie z lekarzem prowadzącym odnośnie długości leczenia naszej Natalki. Jak wydawało nam się to niekończącym się okresem ,jak 74 tygodnie chemii podtrzymującej –wiecznością …..a jednak zleciało:)….. ….nigdy bym się tego nie spodziewała i nigdy nikomu nie życzyła …. Dla każdego z nas był to inny okres, każdy inaczej to odczuł, przeżył i inaczej znosił. Cierpienie mojej córki na zawsze zostanie w mojej pamięci tego nie da się ani opisać słowami ani wymazać z pamięci. Na szczęście jest szansa ,że ona sama nie wiele z tego cierpienia będzie pamiętać choć ukształtowało ją to już do końca życia, a i przecież musi kontrolować się już przez cały czas. Bardzo długo czekałyśmy na punkcje bo pielęgniarki z poradni nie rozdzieliły zarejestrowanych dzieci na te które idą na zabiegi i te do zwykłej kontroli. To było najokropniejsze 47 minut chyba z całej choroby . Dwie punkcje gdzie lędźwiowa trwała bardzo długo i przerywana była przez Panią doktor pełna komplikacji głośnego płaczu i wołania Natalki. Płakałam razem z nią ……. Ok. 16 dostałam wypis z informacją że wszystkie wyniki są bardzo dobre i szpik czyściutki odpowiednio bogaty itd. ….cudownie. Nasza historia związana z chorobą Natalki zakończyła się HAPPY ENDEM. Chciałabym aby każdy rodzic chorego dziecka mógł napisać to samo co ja. Dziękuję za wsparcie na blogu , dzięki Wam miałam tą siłę którą teraz chcę spożytkować i wykorzystać z wszystkich możliwych sił i sposobów dla siostry Szymka ,kolegi Natalki z pierwszego oddziału w Prokocimiu. Wychodząc ze szpitala, zmęczone po całym dniu w szatni spotkałyśmy Krzyśka tatę Szymka ,który leczył się razem z Natalką. Przywitaliśmy się i zapytałam Krzyśka jak Szymek? Usłyszałam…… „ wspaniale to niewiarygodnie wspaniały chłopiec, w lutym kończymy leczenie, ale jego młodsza siostra ( 2latka) 9 grudnia przestała nam chodzić i okazało się że również jest chora na białaczkę ostrą limfo blastyczną ……….zaczynamy walkę od nowa" ....smutny koniec tego dnia , ale głeboko wierzę ,że damy radę pomóc tej małej istotce.

wtorek, 7 stycznia 2014

Dawno mnie nie było , wiele sie u mnie działo ..... moze nawet za dużo jak na jedna osobę , ale mam wrażenie ze nawet gdybym chciała sie poddać to nie umiem tego zrobić . Nie mam dziś czasu na to by cofać sie pamięcią do tych wydarzeń wiec opisze je innym razem . Mój ostatni post żegnał Karolinke , nie będę opisywać pogrzebu bo musiałabym wspominać o błędach młodego bez doświadczenia księdza który zrobił wszystko by zepsuć to ostatnie pożegnanie ..... Dziś z Natalka jesteśmy w szpitalu - czekamy na dwie punkcje kończące leczenie . Trzymajcie kciuki !!:) obiecuje poprawę i będę pisać bo brakuje mi tego bardzo .