czwartek, 22 marca 2012

Mama przesłodkiego przystojniaka

Poznałam w szpitalu mamę wspaniałego, ale bardzo chorego chłopca, To ciepła, szczera ,konkretna, rzeczowa babka z cudownym synkiem przesłodkim przystojniakiem. Tak bardzo do nich lubię zaglądać, rozmawiać o wszystkim i niczym,że  w zasadzie gdybym miała czas codziennie na to by do nich przychodzić chętnie bym to robiła.......niestety tak nie jest:(,.....ale dziś u nich byłam i przyszedł mi do głowy pewien pomysł nie zawdzięczam tego tylko sobie bo bez rozmowy z nią na pewno sama tego bym nie wymyśliła ,ale liczy się przecież efekt końcowy i uśmiech na twarzy tych ,których to dotyczy.
Dla rodziców chorych dzieci trudne jest nie tylko to co ich spotyka, czyli choroba dziecka ,ale również to ,że nie mogą  liczyć na pomoc i wsparcie innych. Nie mam na myśli tego ,że o nas nie pamiętają  i tego że raz na jakiś czas nas odwiedzą, ale o tym by pomogli tak raz na jakiś czas nas zastąpić na chwilę ,żeby można odsapnąć pobyć z druga połówką sam na sam,zregenerować siły itd.Mama o  której pisze to wspaniała kobieta, żona ,dlatego chciałabym choć w tak drobny sposób jej pomóc i spróbować zoorganizować jej trochę wolnego czasu żeby mogła pobyć ze swoim mężem...bo niestety nikt z rodziny i bliskich nie może im pomóc i zastąpić ich przy chorym maluszku.
...chciałabym aby mogli pobyć razem i dlatego zaplanuję im kolację z noclegiem w hotelu, tak aby mogli w spokoju poprzytulać się i  porozmawiać oraz odpocząć . Wiem ,że to nie załatwi wszystkiego, ale w rozmowie z nią zrozumiałam,że ona potrzebuje tego... zresztą sama wiem ,że właśnie tego brakuje w takich ciężkich chwilach.  Oboje nie mają możliwości pobyć sam na sam ona w szpitalu , on  w pracy,on może  wymieniać ją tylko raz w tygodniu, nikt inny nie może ich przy synku zastąpić więc tak się mijają...może uda mi się sprawić aby miło spędzili chociaż jeden wieczór, za kilkanaście dni jej synek skończy roczek to on powinien dostawać prezenty i na pewno je dostanie, Jaś życzyłby sobie tego aby jego rodzice się uśmiechnęli dlatego ja razem z nim oczywiście w tajemnicy zrobimy prezent jego rodzicom!!!

środa, 21 marca 2012

ostatni M

,......dzień za dniem ucieka, nawet nie wiem kiedy .....tydzień w domu był bardzo bogaty w doznania i przeżycia , zaczynam wątpić w to ,że uda mi się kiedyś przeżyć choć jeden nudny dzień i w zasadzie gdybym mogła spełnić  swoje jedno marzenie to chyba poprosiłabym o nudny dzień spędzony w samotności:)
a tak poważnie pisząc to pierwszy raz od listopada tj. od trafienia z Natalką do szpitala udało mi się iść do swojej drugiej firmy ,którą prowadzę z rodzicami....fajnie było wrócić choć na chwilę zobaczyć swoich klientów  ,którzy tak ciepło mnie witali -fajnie naprawdę fajnie.
W środę poprosiłam Mariusza ,żeby podciął Hubercikowi włosy ,jak zobaczyłam co zrobił małemu popłakałam się bo pomylił końcówki i opitolił go na łyso skomentowałam to że bardzo dziękuję mu za to że nie dość ,że na oddziale naoglądam się łysinek to jeszcze jedną więcej mam w domu i że teraz wygląda jak oddział I  w Prokocimie lub Oświęcimek. Później razem już wszyscy śmialiśmy się do łez bo mały głaskał się po główce i robił przeróżne miny a na pytanie gdzie ma włosy wzruszał ramionami i pokazywał że nie wie:)
W czwartek wywinął nam niezły numer sam wychylił się z łóżeczka, głową wpadł na narożnik stojący obok i stanął przed nami .....zatkało nas z przerażenia bo obydwoje z Mariuszem byliśmy w pokoju a mimo to nie zauważyliśmy tego jak wychodzi...teraz to juz naprawdę nie ma miejsca i chwili aby czegoś maly łobuziak nie wymyślił, i na pewno nie można spuścić go z oczu nawet na ułamek minuty.
W piątek wieczorem Mariusz źle się poczuł miał bardzo wysokie ciśnienie i puls do tego doszły zawroty głowy i palpitacje serca...pogotowie odmówiło pomocy, a lekarz pierwszego kontaktu z którym rozmawiałam powiedział mi że ma dziesięć wyjazdów przed naszym i jak pacjent ma 38 lat to może podjechać taksówką- dobre co???.... teraz wiem ,że trzeba dobrze na ściemniać aby pogotowie przyjechało! Na szczęście mama Mariusza ma lekarstwa na obniżenie ciśnienia i pulsu ,które podałam Mariuszowi i unormowało mu się to na tyle ,że usnął.
W sobotę rano pojechaliśmy do pracy, ponieważ często przy wypadkach współpracujemy z pogotowiem ratunkowym zawiozłam Mariusza na pogotowie autostradowe i tam ponieważ nas dobrze znajął w karetce bez zbędnych pytań zrobili mu echo serca..... zatkało mnie i to tak bardzo dosłownie tak jak wtedy gdy usłyszałam ,że Natalka jest chora, okazało się ,że Mariusz ma MIGOTANIE PRZEDSIONKA i natychmiast musi znaleźć się w szpitalu, bo grozi mu udar mózgu . Zabrali go karetką .......zostałam sama w aucie i nie wytrzymałam....zaczęłam płakać bo w końcu ile można znieść z każdej strony coś mnie dobija, nie mam juz siły .... i wtedy zadzwonił pracownik i powiedział  " szefowa potrzebujemy części do samochodu, który przyjąłem na serwis przygotowane są do odbioru w Modlnicy" natychmiast powycierałam oczy i pojechałam.
Mariusz dostał zastrzyki i lekarstwa w szpitalu, wypisał się na własne rządanie bo i tak nie robiliby mu już żadnych badań, ale strach i obawy nie minęły. Znowu zdaliśmy sobie sprawę  z tego jak bardzo w dalekiej dupie jesteśmy jak ,któregoś z nas za braknie. Nie wracaliśmy już do kłótni i rozstania , raczej przez cały czas skupialiśmy się na innych sprawach , ale te wszystkie spięcia między nami nie minęły bo nie rozmawialiśmy na te tematy i zostały odstawione na dalszy plan , bardzo odległy zresztą .Oboje jednak wiemy ,że jeśli prędzej czy później ich nie poruszymy to odwrotu nie będzie ,narazie ,żadne z nas chyba nie wie jak się do tego zabrać.
Natalka przez cały tydzień miała się dobrze, wartości ma bardzo dobre i próby wątrobowe wróciły nam do normy. Coraz ładniej bawi się ze swoim braciszkiem, jak dobrze pójdzie może w piątek uda nam się iść do domu na dwa tygodnie luzu całkowitego od szpitala poza zmianą opatrunku...nie mogę się już doczekać może tym  razem uda nam się pojechać gdzieś na dzień lub dwa.
Po dwóch tygodniach przerwy będziemy musiały zgłosić się na oddział kontrolnie otrzymamy sterydy w tabletkach i po jeszcze jednym tygodniu w domu tak zwana powtórka z przyjemności tzn 3/4 pierwszego protokołu i dopiero wtedy koniec dożylnej chemii.Jak dobrze pójdzie to początek czerwca i uda nam się zakończyć leczenie dożylne...bardzo na to liczę i odliczam dni jak to ostatnio ktoś mi powiedział jak skazany do zakończenia odsiadki:)....Za namową znajomych i innych rodziców z oddziału zapisałam Natalkę do fundacji , ale zastrzegłam ,że albo sama zapłacę za marzenie Natalki ,albo opłacę marzenie innego dziecka...bardzo mi natym zależy bo w przeciwnym razie źlebym się z tym czuła  ....Natalka miała dziś ogromną frajdę ,że odwiedził ją ktoś z fundacji w szpitalu, bardzo to przeżyła i poczuła się równie ważna co inne dzieci u których już ktoś z fundacji był. w koncu jak ona sama to do mnie powiedziała..." mamo to ,że masz firmę wcale nie znaczy ,że jestem gorsza, do mnie tez ktoś przyszedł":)

niedziela, 11 marca 2012

NOWI RODZICE ,NOWE DZIECI NA ODDZIALE

,.......Chce się płakać jak się widzi nowych rodziców na oddziale,każdy z nas przypomina sobie jak sam wchodził tu pierwszy raz ze swoim dzieckiem.Dopiero teraz widać jak zagubiony jest ten co tu nagle bez uprzedzenia musi się znaleźć. Jak nie umie się zachować i nie wie co robić ...co wolno naszym dzieciom a czego nie.....najgorzej jest wtedy ,kiedy taka nowa osoba trafi na niewłaściwą osobę na oddziale,tzn niewłaściwego rodzica ,który zamiast Ci pomoc jeszcze bardziej Cię nastraszy to już wogole jakaś masakra....  informację o chorobie najtrudniej zaakceptować facetom,my kobiety nie mamy czasu na płacz bo nie możemy przecież pokazać swoim dzieciom ,że coś jest nie tak. Dusimy to bardzo szybko w sobie bo przecież poza chorobą musimy  zająć się domem, w którym bardzo często czeka nie tylko mąż ,ale drugie dziecko, do tego wszystkie obowiązki normalnego  życia i praca.
Uważam,że w trudniejszej sytuacji są starsze dzieci, to bardzo odbija się na ich psychice nie radzą sobie z  tym i są naprawdę przerażone. Rodzice nie wiedzą jak sobie to tak naprawdę powinni poukładać , a dzieci już wcale...dopiero co zaczynają wchodzić w pełnoletność a tu nagle cios jakich mało, zamiast się bawić i buntować czekają ich chemie, operacje, naświetlenia, stres , strach .....co najgorsze ja naprawdę uważam ,że na oddziale tak naprawdę nie ma odpowiedniego psychologa dla tej młodzieży tak aby mogli zrozumieć pewne sprawy i żeby ktoś wytłumaczył im jak dalej będzie wyglądać ich życie.
Chłopcy nie przywiązują uwagi do tego ,że włosy im wypadają , ale dla dziewczynek to największa trauma , dla nich nie ma nic gorszego.....boli bardzo jak widzisz ,że nie będziesz mogła robić tych kucyków i warkoczyków i choć wydaje się ,że to najmniejszy problem , bo w rzeczywistości włosy przecież odrosną to naprawdę dla nich jest najgorsze. Dwa dni temu na sale na której  jest Natalka przyszła dziewczynka, wygląda na 14 lat ma dwa guzy na trzustce jeszcze nie wiedza co to jest , ale myje głowę rano i wieczorem jej mama mówi że córka najbardziej boi się ,że będzie łysa i nie będzie ładnie wyglądała......przykre


Dzis znowu Pani profesor obiecała ,że jak próby wątrobowe pójdą choć odrobinkę w dół to pojedziemy do domu....oby, bo naprawdę jestem zmęczona ...nie ma mi kto dziś pilnować małego i wogóle chętnie od mieszkałabym chociaż trochę czynszu.Wszystko jest takie rozbite, wracam do domu i czuję się jak gość , albo jak obcy.....zastanawiam się czy wogóle kiedyś wróci to do normy

piątek, 9 marca 2012

trzecia chemia M zaliczona = próba wątrobowa podwyższona

....a tak poważnie mówiąc to miałam przeczucie ,że dziś (tj.w piątek)nie wyjdziemy więc może łatwiej jest mi to przeboleć.Podobno w szpitalu mamy być do jutra ,ale po ostatnim wydłużonym pobycie nie nastawiam się za bardzo bo znowu z soboty zrobi się poniedziałek .Natalka przyszła z super wartościami w poniedzialek do szpitala i z próbami wątrobowymi w porządku, na własną odpowiedzialność dawałam jej codziennie sylimarol i chyba pomogło bo owszem ma podwyższone próby wątrobowe teraz po chemii ,ale nie tak jak ostatnio.
 We wtorek miała punkcję ,popłakałam się na widok tego jak moja córeczka pod wpływem morfiny zwija się do pozycji kłębka i czeka ,aż Pani doktor wbije  jej igłę w kręgosłup.Okropności, ale na szczęście nie trwa to zbyt długo i zaraz byłam już znowu kolo mojego dziecka. Była spokojniej sza bo nie dostała dormikum tylko samą morfinę i bardzo grzecznie przeleżała cztery godziny po punkcji , a od 17 przespała do środy do samiutkiego  rana:)....
Przez cały tydzień bardzo dobrze wyglądała i dobrze się czuła, tą chemie dobrze przyjmuje i nie ma ,żadnych problemów z tym żeby była osłabiona czy brało ją na wymioty, apetyt ma normalny więc nie spada z wagi i nie wylatują jej włosy co oczywiście jest dla niej nadal najważniejsze.....wszystko idzie zbyt łatwo jeśli chodzi o leczenie Natalki i dlatego niektórzy rodzice innych dzieci krzywo na mnie patrzą.

Jeśli chodzi o mnie to jestem trochę przemęczona , ta pogoda ,którą ostatnio mamy za oknami sprawia ,że nie chce mi się wogole nic robić, ale niestety nie da się tak porostu nie robić.
Rano miałam dziwny telefon od pracownika ,którego zwolniłam dyscyplinarnie za alkohol, kradzież i narkotyki. Idiota zadzwonił do mnie z informacją ,że jest w posiadaniu dysku przenośnego na ,którym są jakieś firmowe informacje żąda ode mnie pieniędzy w zamian za zwrot....chyba oszalał.

Co to tematu Mariusza to stara się chłopak , chyba dotarło do niego  to, że nie żartuje. Ważne ,że nie kłóciliśmy się w tym tygodniu i przez to udało się załatwić nam pewne sprawy w miarę sprawnie, ale między mną a nim nie ma zmian , rozmawianie między sobą to rozmawianie , a bycie byciem, jak narazie nie chcę od niego niczego więcej niż te rozmowy.....odpoczywam  i jak narazie mi taki stan rzeczy pasuje, a co będzie to się jeszcze okaże.

czwartek, 8 marca 2012

WSPOMINIENIE: WYBACZENIE MAMIE

kiedy byłam małą dziewczynką na pewno nie zawsze było mi łatwo z myślą,że moja rodzona mama mogła zrobić mi i mojemu bratu coś tak podłego- wyjechać i nas zostawić....
Dziś z perspektywy czasu inaczej na to patrzę i na pewno inaczej czuję.Kiedy po szesnastu latach zadzwoniła i usłyszałam "cześć Gosiu co słychać ...przyjedziecie do mnie na wakacje" wcięło mnie i to na dobre...nie zastanawiając się opowiedziałam,że na wakacje nie wybieram się do stanów ,a co do tego co słychać powiedziałam ,że od tego jak miałam 8 lat trochę minęło i nie za  bardzo wiem o co pyta. Długo zastanawiałam się nad sensem tej rozmowy i nad tym jak powinnam się zachować, dziś wiem ,że zachowałam się właściwie i mogę to za wdzięczyć mojemu Tacie i jego Żonie.
Rozmawiałyśmy długo wiedziałam ,że zadzwoni bo najpierw zadzwoniła do swoich rodziców, później babcia do mnie .Wtedy nie ważne było dla mnie to ,że nagle ktoś sobie przypomniał o porzuconej rodzinie w Polsce , ale to czy jej zamiary są w porządku i czy nie na mąci w głowie mojemu bratu, który zawsze był mamuni i bardzo przeżył to że go zostawiła. Powiedziałam jej ,że rozumie to ,że wyjechała do innego świata, i straciła głowę ,że nie oceniam tego co zrobiła i  jak zmądrzała to nie widzę problemu ,żebyśmy mogły się poznawać i utrzymywać ze sobą kontakt.Ludzie popełniają błędy była młoda, z  biedy i z komuny wyjechała do świata pełnego kolorowych świateł..Obiecała  mi ,że poważnie o nas myśli, i że teraz będzie wszystko wyglądało  inaczej .
Już wtedy miałam wrażenie ,że na robi tylko samych problemów.....i  nie myliłam się, odezwała się w momencie kiedy dziadkowie zastanawiali się nad sprzedażą mieszkania w Krakowie i wybudowaniem domu za Jordanowem. Uważałam,że to zły pomysł zwłaszcza ,że babcia była bardzo chora ,często chodziła do lekarzy i jakoś miałam dziwne przeczucie ,że dziadka wcześniej zabraknie a babcia zostanie sama i nie będę mogła jej pomagać i tak często przyjeżdżać jak będzie to potrzebne. Moje argumenty zostały za namową" stanów" prze głosowane. Jeździłam z dziadkami załatwiać formalności zamówiłam projekt małego parterowego domku , ale "stany "chciały dużą kuchnię z salonem ,swój pokój, garaż itd i tak z małego domku wyszło domisko.
.... Mogłam i wybaczyłam jej wyjazd do stanów ,ale to co zrobiła swoim rodzicom na starość NIGDY W ŻYCIU! Kilka razy przysłała po kilkaset dolarów i zamilkła, a przecież obiecała pomoc.Mało tego powiedziała dziadkom ,że jak sprzedadzą mieszkanie to wybudują dom, wykończą go i jeszcze zostanie.Wiedziałam że braknie pieniędzy,ale nie mogłam nic więcej zrobić. Bratu też naobiecywała i słowa nie dotrzymała.
Kiedy zadzwoniła po dwóch latach do babci usłyszała ,że dziadek nie żyje.....stało się najgorsze co mogło się stać, to czego bałam się najbardziej czyli starsza, schorowana babcia została sama...... ,ale do mnie już więcej nie  zadzwoniła....zabrakło jej odwagi, bo tym razem była świadoma ,że nie pozostawiła bym na niej  suchej nitki .
.....28 sierpnia 2011 zmarła babcia chciałam po informować jej córkę że 30 sierpnia ,w moje urodziny jest pogrzeb, ale nie miałam numeru telefonu poprosiłam  więc swoją koleżankę pracująca w sieci Orange aby przeglądnęła bilingi babci z ostatniego roku i poszukała numeru do USA...udało się więc zadzwoniłam ok 1 rano naszego czasu i odebrał mężczyzna -polak ,ale jak wytłumaczyłam mu jak się nazywam i z kim chcę rozmawiać to nagle zaczął powtarzać...
"I do not understand,I do not understand"
 od powiedziałam mu tak:
Please tell Ms. Danuta that her mom died. I really did not want to anything from her, in Poland it is no longer a family...Goodbye.

...i na tym koniec tematu ""stany" w moim życiu.Dziękuję jej za to ,że mnie urodziła i za to ,że mnie porzuciła bo dzięki niej Tata poznał wspaniałą kobietę, razem z którą stworzyliśmy rodzinę i doszliśmy do tego co dziś mamy.Ona natomiast jest w stanach i nie ma nic ,kiedyś ,może już niedługo zrozumie ,że nie ma już rodziny bo z tego co się dowiedziałam to z jej zdrowiem już jest coś nie tak, rodziny nie ma i z pracą też średnio... dla mnie już  nie istnieje!!!

wtorek, 6 marca 2012

....miało być zupełnie o czymś innym ,ale nie da się nie pisać  o sprawach ,które mnie otaczają ,poprostu nie da się !!! .  Nie było mnie tydzień w szpitalu , a tyle złego się tu wydarzyło, tyle nowych dzieci na oddział trafiło, nawroty chorób nękają dzieci, które już przecież i tak wystarczająco się na cierpiały.Sandrusia nie jedzie do domu i nie wiadomo czy wogóle pojedzie:(.
,,,,,.serce mi pęka jak to wszystko widzę , płakać mi się chce i zresztą przed chwilą spływała mi łza za łzą jak przeczytałam posta Agaty , że kolejne dziecko przegrało z rakiem i odeszlo do Aniolków, Nie ma słów ,którymi można pocieszć rodzica ,który stracił swoje maleństwo, swój największy skarb i szczerze mowiąc nawet nie wiem czy potrafilabym podejść i wogole coś sensownego powiedzieć.Czy wogole nawet gdyby były to sensowne słowa to czy taki rodzic slyszałby to co się do niego mówi?
Całkiem przypadkiem natrafilam w internecie na bloga chlopca ,który juz nie żyje i wiedząc ,że umiera pisał to co czuł i o czym myślał .......
 " Mamo,
Kiedy wreszcie mnie zabraknie nie rozpaczaj.
Pamietaj o tym co za chwile napisze.
Nasze serca, moje i twoje. stanowią jedność.....
Biją zawsze i niezmiennie jednym rytmem.
Taktem którego nic nie jest w stanie zakłucić.
A kiedy mnie już nie będzie, a ty będziesz odczuwała tęsknote....
Wtedy położ swoją ręke na piersi i wsłuchaj sie w rytm uderzeń swego serca.
I wiedz, że gdzies tam........ gdziekolwiek sie znajde, z mojej piersi będzie sie dało dosłyszeć ten sam odgłos.
Ten sam rytm.
Rytm naszej nieskończonej i wiecznej miłości.
Rytm którego nawet śmierć nie jest w stanie przerwać.
Bo nawet ona....
Nie ma takiej mocy."

....do tych słów nie trzeba dopisywać niczego więcej ..............

poniedziałek, 5 marca 2012

kolejny cykl protokołu M

długo nie pisałam bo wiele się działo zaczynając  od tego ,że ze szpitala wyszłyśmy w zeszły poniedzialek a nie w Sobotę czy niedziele jak zapewniała pani doktor prowadząca czy profesor ,a kończąc na tym ,że dla dobra Natalki wróciłam do mieszkania mojego ex.....nic dobrego z tego na pewno nie wyjdzie. ale po co mam jeszcze teraz dziecku dostarczać niepotrzebnego stresu. Tak z drugiej strony na to patrząc mam czas na to by pewne sprawy pozałatwiać i raz na zawsze odcinać powoli pępowinę od firmy Mariusza. Znalazłam na internecie lokal do przejęcia za nie dużą kasę jutro jadę go oglądać może to dobry pomysł by zająć się czymś innym w branży, w której przecież też pracuję ...może akurat coś z tego wyjdzie, a jak nie to też się świat nie zawali, Wiem jedno na pewno by mnie to cieszyło i przy dobrej organizacji dam radę.
Dziś Natalka przygotowana jest do jutrzejszej chemii, znowu punkcja,,,wczoraj jak ją myłam liczyłam te wszystkie ślady po igłach, ciarki mnie przechodzą na samą myśl kolejnej nie cierpię tego czekania na korytarzu przed salą i tego płaczu kiedy wbijają jej tą zakichaną igłę...okropności, pociesza mnie fakt ,że bliżej mamy już do końca i jak dobrze pójdzie to w maju lub czerwcu mogłybyśmy zakończyć to leczenie dożylne...a wtedy migusiem ściągamy wejście centralne i jedziemy nad morze....!!!

.........nie chciałam tego pisać na poście Agaty bo nie wypada tam takich rzeczy pisać ,ale jak bym złapała tego co jej ukradł  tą torebkę to bym go normalnie rozwaliła na drobny maczek.Moje doświadczenie i obycie w towarzystwie policji i również tych ,którzy są po tej drugiej stronie barykady mówi mi i to akurat wiem na stówę ,że okradł ją ktoś z oddziału...to na pewno nie był nikt z odwiedzających bo ,żeby wejść na izolatkę trzeba wiedzieć kto jest kim.!Czy to jest ktoś z pracowników czy rodzic , jedno albo drugie ,któreś na pewno.
Wiele rzeczy jestem wstanie zrozumieć , ale nie to ,że ktoś tak nisko upadnie przecież to wogóle bez sensu, obcinałabym takiemu powoli palec po palcu tak aby długo cierpiał...kara śmierci to za mało dla takiej bezdusznej osoby....chcesz kraść to rób to ,ale są kurwa granice ,których się nie przekracza. To tak jak z tym ,że leżącego się nie kopie!!!!....jedno mogę napisać ,żeby kraść trzeba mieć jaja, tak samo jak w życiu w podejmowaniu trudnych decyzji a ten co okradł Agatę to najzwyklej sza ciota i na pewno kiedyś pożałuje tego co zrobił.Los lubi się odwracać , a jak już wraca to z podwojoną siłą  i tak będzie w tym przypadku!