piątek, 20 kwietnia 2012

i zaczęło się...

.....kolejny etap chemii Natalki rozpoczęty,wczoraj chemia i dziś  ....w poniedziałek znów do szpitala .Pocieszające w tym wszystkim jest tylko to ,że punkcja dopiero będzie przy końcu tego protokołu. mniej ciekawa informacja to taka .że 22 dzień tego protokołu to spadki ,które kończą się izolatką i neupogenem:(...
Zarówno w czwartek jak i w piątek widziałam się z Madzią i Jasiem, w koncu zaniosłam Jasiowi urodzinowy prezent to przykre ,że tak mogą wyglądać urodziny rocznego maluszka, powinien już biegać , śmiać się i cieszyć  życiem.Płakałam jak wariatka w sklepie gdy zastanawiałam się co mu kupić..zresztą teraz też płaczę...
.....nie popisze dziś dużo bo mam wrażenie że słowa nie trzymają się kupy i wogóle ,że pisze jakoś chaotycznie, gramatycznie niepoprawnie  i wogóle jakoś tak dziwnie... wszystko dlatego że mam mętlik w głowie , zdenerwowałam się tym co zobaczyłam dzis na oddziale I mnóstwo nowych chorych dzieci, a przy tym nieodpowiedzialnych rodziców, którzy nie wiedzą jak bardzo robią źle swoim własnym dzieciom bo na odział wchodzą w butach i ubraniu , odwiedzających tłumy i w kuchni burdel, który grozi tylko zamknięciem małego pokoiku o który tak walczyli inni rodzice. Jak tak dalej pójdzie to za calkiem nie długo nie będzie nawet gdzie ugotować wody lub przygotować dzieciom posiłków bo ani tej kuchni nie sprzątają ani na środki czystości się nie składają ...idioci i to do kwadratu.
Mówiłam dziś do rodziców ,których znam ,że jakbym tam byla to zamknęłabym kuchnie na cały dzień i wieczorem zrobiła zebranie i zbiórkę na zakupy ...na pewno zrobiłabym porządek nawet gdybym miała zostać jakąś wredną suką....wkurzają mnie tacy ludzie , zastanawia mnie fakt czy w domu robia tak samo najgorsze jednak w tym wszystkim jest to ,że robią krzywdę dzieciom nie tylko swoim ,ale również  tym co po nich przyjdą na ten oddział.

środa, 11 kwietnia 2012

......

Dawno mnie nie było...ciagle zabiegana ,wciąż z problemami ,szczęśliwa bo przerwa miedzy leczeniem Natlki mija super, a smutna bo z Hubercikiem będę musiała iść na ten sam oddział co z Natalka .... ......nie chce o tym pisać bo jeszcze nie wiem co i jak ....ale zastanawiam sie czy mało w życiu już spotkało mnie złego, żebym znowu musiała cierpieć. Przeraża mnie moja świadomość wszystkiego co mnie otacza bo powoli zdaje sobie sprawe z tego jak bardzo obok jestem tego wszystkiego... wiem co powinnam zrobic w Danej chwili ,umie przewidzieć zachowanie innych w konkretnej sytuacji ......analzuje wszystko od początku do samego końca,i nic nie robię bez wcześniejszego zastanowienia sie nad konsekwencjami. Jestem zmeczona ciągłą praca mimo iż sprawia mi ona duzo przyjemności , czuje niedosyt bo Wiem ze stać mnie na wiecej , ale mi sie nie chce bo jestem zmeczona tak bardzo ze brakuje mi cierpliwości do moich najwiekszych skarbów. Święta pozwoliły mi na chwile odpoczynku chociaż miałam duzo pracy i to w nocy czyli dni nie były łatwe przy małym biegajacym wszędzie czlowieczku, który co chwila to wymyślal nowe rzeczy zwłaszcza te,których mu nie wolno było robić. Udało mi sie jednak sytuacje opanować ....i tak zakupy były zrobione ,mieszkanie posprzatane i wogole wszystko było tak jak trzeba. Poza Mariuszem , który co chwila cos wymyślal i nic mu nie pasowało , ostatnio mnie przeraża bo zastanawia sie czy lepiej zabić sie na motorze czy sie powiesić ....nie wiem co o tym sadzić i jak bardzo mówił poważnie ,ale nie jest to tak do konca śmieszny żart bo wiem ,ze nie radzi sobie z wszystkim tak jak by chciał i za duzo spada na niego rzeczy, których bieg nie zalezy wyłącznie od niego.... Dzis byliśmy z natalka w szpitalu dostaliśmy sterydy ktore mam podawać jej w domu do 19 kwietnia , a pózniej znowu chemia dozylnie, wyniki mamy dobre :) Co do niespodzianki dla Madzi , mamy Jasia to nie jest dobry pomysł zwłaszcza ,ze z Jasiem jest różnie i z tego co mówiła mi Agata to częściej jest zle niz dobrze....sama w takiej sytuacji nie zostawialabym dziecka nawet na chwile z obawy ze nie będę wtedy gdy przyjdzie czas.....dołączyć do aniołów , tak bardzo ich pokochalam i tak bardzo z nimi cierpię ,ze wypełni rozumie Agate która nie chce wracać do szpitala.Tam ciagle jest kolejka nowych dzieci cieżko chorych , nowych Ksiezniczek i Księci, gdzie każde jest tak bardzo ważne jak nasze wlasne i nie da sie przejść obok i ich nie przytulić, pocieszyć, porozmawiać....najciekawsze jest to , ze ludzie których dzieci są "bardziej chore" czy umierające są wsparciem dla tych którzy są z lepszymi rokowaniami ,to ich moim zdaniem jeszcze bardziej wypala i niszczy od środka bo żyją nie tylko swoją tragedia ,ale rownież wszystkich ,ktorym pomagają ...nie oczekują w zamian niczego, ale to przykre ,ze właśnie wtedy kiedy to oni potrzebują wsparcia, pomocy, towarzystwa ,...na korytarzu, w sali robi sie pusto bo ci ,ktorym pomagali celowo uciekają w strachu. Nie wiem czym ten strach jest spowodowany , ale widać , jak bardzo ich wiedza jest nie wiedza a raczej mylnym wrażeniem wywołanym przez paralizujaca głupotę.