środa, 21 marca 2012

ostatni M

,......dzień za dniem ucieka, nawet nie wiem kiedy .....tydzień w domu był bardzo bogaty w doznania i przeżycia , zaczynam wątpić w to ,że uda mi się kiedyś przeżyć choć jeden nudny dzień i w zasadzie gdybym mogła spełnić  swoje jedno marzenie to chyba poprosiłabym o nudny dzień spędzony w samotności:)
a tak poważnie pisząc to pierwszy raz od listopada tj. od trafienia z Natalką do szpitala udało mi się iść do swojej drugiej firmy ,którą prowadzę z rodzicami....fajnie było wrócić choć na chwilę zobaczyć swoich klientów  ,którzy tak ciepło mnie witali -fajnie naprawdę fajnie.
W środę poprosiłam Mariusza ,żeby podciął Hubercikowi włosy ,jak zobaczyłam co zrobił małemu popłakałam się bo pomylił końcówki i opitolił go na łyso skomentowałam to że bardzo dziękuję mu za to że nie dość ,że na oddziale naoglądam się łysinek to jeszcze jedną więcej mam w domu i że teraz wygląda jak oddział I  w Prokocimie lub Oświęcimek. Później razem już wszyscy śmialiśmy się do łez bo mały głaskał się po główce i robił przeróżne miny a na pytanie gdzie ma włosy wzruszał ramionami i pokazywał że nie wie:)
W czwartek wywinął nam niezły numer sam wychylił się z łóżeczka, głową wpadł na narożnik stojący obok i stanął przed nami .....zatkało nas z przerażenia bo obydwoje z Mariuszem byliśmy w pokoju a mimo to nie zauważyliśmy tego jak wychodzi...teraz to juz naprawdę nie ma miejsca i chwili aby czegoś maly łobuziak nie wymyślił, i na pewno nie można spuścić go z oczu nawet na ułamek minuty.
W piątek wieczorem Mariusz źle się poczuł miał bardzo wysokie ciśnienie i puls do tego doszły zawroty głowy i palpitacje serca...pogotowie odmówiło pomocy, a lekarz pierwszego kontaktu z którym rozmawiałam powiedział mi że ma dziesięć wyjazdów przed naszym i jak pacjent ma 38 lat to może podjechać taksówką- dobre co???.... teraz wiem ,że trzeba dobrze na ściemniać aby pogotowie przyjechało! Na szczęście mama Mariusza ma lekarstwa na obniżenie ciśnienia i pulsu ,które podałam Mariuszowi i unormowało mu się to na tyle ,że usnął.
W sobotę rano pojechaliśmy do pracy, ponieważ często przy wypadkach współpracujemy z pogotowiem ratunkowym zawiozłam Mariusza na pogotowie autostradowe i tam ponieważ nas dobrze znajął w karetce bez zbędnych pytań zrobili mu echo serca..... zatkało mnie i to tak bardzo dosłownie tak jak wtedy gdy usłyszałam ,że Natalka jest chora, okazało się ,że Mariusz ma MIGOTANIE PRZEDSIONKA i natychmiast musi znaleźć się w szpitalu, bo grozi mu udar mózgu . Zabrali go karetką .......zostałam sama w aucie i nie wytrzymałam....zaczęłam płakać bo w końcu ile można znieść z każdej strony coś mnie dobija, nie mam juz siły .... i wtedy zadzwonił pracownik i powiedział  " szefowa potrzebujemy części do samochodu, który przyjąłem na serwis przygotowane są do odbioru w Modlnicy" natychmiast powycierałam oczy i pojechałam.
Mariusz dostał zastrzyki i lekarstwa w szpitalu, wypisał się na własne rządanie bo i tak nie robiliby mu już żadnych badań, ale strach i obawy nie minęły. Znowu zdaliśmy sobie sprawę  z tego jak bardzo w dalekiej dupie jesteśmy jak ,któregoś z nas za braknie. Nie wracaliśmy już do kłótni i rozstania , raczej przez cały czas skupialiśmy się na innych sprawach , ale te wszystkie spięcia między nami nie minęły bo nie rozmawialiśmy na te tematy i zostały odstawione na dalszy plan , bardzo odległy zresztą .Oboje jednak wiemy ,że jeśli prędzej czy później ich nie poruszymy to odwrotu nie będzie ,narazie ,żadne z nas chyba nie wie jak się do tego zabrać.
Natalka przez cały tydzień miała się dobrze, wartości ma bardzo dobre i próby wątrobowe wróciły nam do normy. Coraz ładniej bawi się ze swoim braciszkiem, jak dobrze pójdzie może w piątek uda nam się iść do domu na dwa tygodnie luzu całkowitego od szpitala poza zmianą opatrunku...nie mogę się już doczekać może tym  razem uda nam się pojechać gdzieś na dzień lub dwa.
Po dwóch tygodniach przerwy będziemy musiały zgłosić się na oddział kontrolnie otrzymamy sterydy w tabletkach i po jeszcze jednym tygodniu w domu tak zwana powtórka z przyjemności tzn 3/4 pierwszego protokołu i dopiero wtedy koniec dożylnej chemii.Jak dobrze pójdzie to początek czerwca i uda nam się zakończyć leczenie dożylne...bardzo na to liczę i odliczam dni jak to ostatnio ktoś mi powiedział jak skazany do zakończenia odsiadki:)....Za namową znajomych i innych rodziców z oddziału zapisałam Natalkę do fundacji , ale zastrzegłam ,że albo sama zapłacę za marzenie Natalki ,albo opłacę marzenie innego dziecka...bardzo mi natym zależy bo w przeciwnym razie źlebym się z tym czuła  ....Natalka miała dziś ogromną frajdę ,że odwiedził ją ktoś z fundacji w szpitalu, bardzo to przeżyła i poczuła się równie ważna co inne dzieci u których już ktoś z fundacji był. w koncu jak ona sama to do mnie powiedziała..." mamo to ,że masz firmę wcale nie znaczy ,że jestem gorsza, do mnie tez ktoś przyszedł":)

2 komentarze:

  1. jak dobrze, że w końcu coś napisałaś, zastanawiałam się co u Was.Los Was nie oszczędza...przykre to wszystko.Najważniejsze, że z Natalką coraz lepiej, trzymajcie się dzielne dziewczyny, pozdrawiam serdecznie. ja jutro mam wycięcie guzka piersi(pojawił się po pierwszym wycięciu), wierzę, że będzie dobrze, po tym co czytam co się dzieje u Was i Sandrusi nie dopuszczam złych myśli.Te małe dziewczynki są tak dzielne więc ja tym bardziej muszę. jestem z Wami myślami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bedzie dobrze innej opcji nie dopuszczam....powodzenia!

      Usuń