wtorek, 24 stycznia 2012

........chcialabym zaznać trochę spokoju, pobyć w samotności ....ciągle dzwoniący telefon,praca 24h, szpital- brakuje mi czasu ,żebym spokojnie mogła posiedzieć w wannie pełnej ciepłej wody, zrelaksować się i naładować baterie.Tak bardzo cieszyłam sie na wyjazd wakacyjny w grudniu, odłożyłam wakacje na grudzień bo przecież firma jest ważniejsza , ostatkiem sił chciałam dociągnąć do świąt żeby tylko właśnie na święta wsiąść do samolotu i sobie polecieć do Egiptu..... 2 listopada 2011r zamarłam ,dopiero co dwa dni wcześniej mówiłam do swojego męża " NAJWAŻNIEJSZE ,ŻE MAMY ZDROWE DZIECI" ,jak usłyszałam "...Pani córka jest chora na białaczkę". Wydawało mi się to niemożliwe, że to jakaś pomyłka ,a jednaak nie ,moja ukochana córeczka ma białaczkę.Wtedy tj. 2.11.2012 wydawało mi się,że to koniec świata , pamiętam jak pierwszy raz wchodziłam na oddział onkologi z Natalką, jak odwracałam głowę żeby nie widziała ,że płaczę.... cały świat przestał się dla mnie liczyć. Przez 40 dni byłam z nią dzień i noc w szpitalu , na godzinę jeździłam do domu wziąść kompiel i zobaczyć pietnastomiesięcznego synka, on też poszedł z całym światem w odstawkę....mam nadzieję, że to kiedyś zrozumie i wybaczy swojej mamie .
Nie chcę dziś wspominać tego co czułam przez te 40 dni.Chcę napisać, że cieszę się z przepustki na ,której teraz jesteśmy ,że mogę być w domu...bo myślę, a raczej wiem ,że nie dałabym rady siedzieć teraz na odziale wiedząc ,że za ścianą córka Agaty ,którą tam poznałam leży na łóżku ....... Wszyscy wierzą ,żę będzie dobrze ,ale jak ma być dobrze jak guz rozlał się w główce ,Sandra leży sparaliżowana ,nieprzytomna cały czas na morfinie. W domu , w pracy myślę o nich , zaglądam na blog ,czytam go i płaczę bo nie rozumie tego wszystkiego...dlaczego te kochane istotki tak muszą cierpieć co one zrobiły , że takie zło, musi je spotykać.Na codzień twardo stąpam po ziemi ,mam charakter,niektórzy mówią ,że jestem sukowata, szczera do bólu, pyskata  ...ale w takich chwilach rozkładam ręce i płaczę....czuję bezsilność.
Jedyne co mogłam zrobić by pomóc mojej Natalce ...to zostać dawcą szpiku i choć ona go nie dostanie to wiem ,że kiedyś dostanie go inna "Natalka" ...tego sobie życzę, może wtedy poczuję ,że pomogłam mojej córeczce.

2 komentarze:

  1. Witaj,
    trzymam mocno kciuki za Sandrę i Twoją Natalkę. Bardzo wierzę, że zdarzy się cud i dzieci wyzdrowieją. Proszę, napisz, jak czuje się Natalka. Jestem - czytam i gorąco pozdrawiam w te mroźne dni.

    Wiedz, też tego nie rozumiem, dlaczego, dlaczego dzieci, dlaczego w ogóle takie choroby męczą ludzi. Nie rozumiem i nie zrozumiem, nikt nie wyjaśni. Każdy z nas może mieć jakieś własne odpowiedzi na te pytania, ile osób tyle zdań, emocji również. Chciałabym aby wszystko ułożyło się pozytywnie i tego Wam życzę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Natalka ma się dobrze, dziękuję ...a może lepiej powiedzieć nie dziękuję ,żeby nie zapeszać tego co jeszcze przed nami. Jest bardzo dzielna w tym wszystkim, dorosła bardzo szybko w moich oczach i zresztą nie tylko w moich.Czasami mnie to przeraża, jest mi przykro ,że jej dzieciństwo tak szybko się kończy ,ale z drugiej strony wiem ,że przez chorobę i życie będzie przechodziła silna i pewna siebie.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń