poniedziałek, 17 września 2012

Życzliwi ludzie .... pełno ich, pełno tego badziewia w dzisiejszych czasach . Tylko patrzą jak podwinie Ci sie noga , spotka Cie tragedia... przykre:(. Tych prawdziwych należy szukać i dobierac bardzo ostrożnie ... najczęściej cios zadają Ci najbliżsi , na pseudo życzliwość jesteśmy bardziej odporni. Dla mnie najgorsze było to kiedy zdałam sobie sprawę ze najmniej mogę liczyć na swoich rodziców . Mimo tego ze owszem pytają jak Natalka sie czuje przez okres kiedy byłam cały czas w szpitalu z Natalka nie zapytali i nie zaproponowali pomocy. Nie mówię o finansowej ( chociaz o niej tez przez chwile pomyślałam ) ale nie zapytali czy z nią posiedzieć w szpitalu lub choćby na chwile mnie wymienić .... Przykre i pamietam ze przeplakalam z tego powodu jedna noc.... Znajomi , jacy znajomi ci którzy dobrzy są na chwile lub na jeszcze krócej . Ostatnio na jednym z blogów wyczytałam ze brak znajomych powoduje ze nie ma do kogo otworzyć buzi , napić sie browara i takie tam .... a ja generalnie mam w dupie takie rzeczy , nie tęsknię za tym i czuje sie swietnie w towarzystwie Mariusza z którym nigdy sie nie nudze ( mimo ze czasem mam ochotę go zabić ) .... Ostatnio całkiem przypadkowo poznałam kilka osób i choć nie znam ich długo mam o nich lepsze zdanie niż o tych którzy powinni być bliżej mojego serca. Przestałam sie przejmować tym ze nie ma już zgranej paczki bo to wszystko było na pokaz !! Mimo ze jestem Polka nie mam dobrego zdania o naszym narodzie większość to egoisci , którzy widząc leżącego prędzej go dobija i zadeptaja niż udziela jakiejkolwiek pomocy. Na codzień przy wypadkach widzę znieczulice i nie wiedzę . Bo tak naprawdę jesteśmy zacofani i nie chcemy wiedzieć jak pomoc drugiemu. Widziałam jak matka patrzyla jak jej dziecko sie kończy i zamiast udzielić pierwszej pomocy i je ratować wydzierala sie bezsensownie. Lidzie uwielbiają karmić sie tragediami innych jakby sam fakt przeżywania tragedii nie był wystarczająco trudny do życia . Pewnie mogłabym tak pisać na temat tych życzliwych , ale po co poswiecac czas dla ludzi którzy nie są tego warci. W życiu codziennym staram sie nawet nie zwracać na nich uwagi ..., ale zdarza sie ze nerwy puszczają i wtedy robi sie nie ciekawie.... Przeraża mnie fakt ze są matki które potrafią gnebic i zabić własne dziecko, ze tyle jest przemocy w rodzinach... gdybym mogła karalabym ich tym samym co oni robią swoim dzieciom . Przeraża mnie ze ci wszyscy psychopaci to ludzie wykształceni , z tzw dobrych domów , nigdy wcześniej nie karani

14 komentarzy:

  1. Ruda niestety tak jest w dzisiejszych czasach,dlaczego? nie umiem odpowiedzieć na to pytanie..:( Przeraża mnie to co piszesz o rodzicach że są tacy ja sobie nie wyobrażam że mozna tak traktować swoje dzieci,może dlatego że mam mamę która zawsze za mną murem stała cokolwiek by się działo,ja miałam szczęsliwe dzieciństwo choć łatwe nie było bo miałam ojca alkoholika obecnie już 15 lat nie pijącego ale matka zapewniła nam wszystko co można było zapewnić dziecku,wiesz kiedy wylądowałam z synem na onkologii ryczałyśmy obie nie wyobrażam sobie by mogło jej przy mnie nie być ,tak samo siostry i brat, rodzina trzyma się u nas razem chocby nie wiem co się działo,czego niestety nie mogę powiedzieć o pseudo przyjaciołach i to boli i to bardzo,,,,Nie mogę pojąć jak niektóre matki gnębią swoje dzieci to nie matki to potwory !nie zasługują na szcunek społeczenstwa dla mnie dziecko to najcenniejszy skarb który mam:) ale się rozpisałam...trzymajcie się dziewczyny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie zgadzam się z Tobą, ale unikajmy oceniania i uogólnień. Nie wszyscy psychopaci są wykształceni. Tak samo nie każdy potrafi się ogarnąć w wielkim stresie i wtedy krzyczy bezsensownie, bo inaczej nie potrafi. A znieczulica przy wypadkach to opisane zjawisko rozproszenia odpowiedzialności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ....masz racje żle to napisałam co do tych wykształconych brakło słowa w większości.... Nie to nie chodzi o stres i ogarnięcie to chodzi o brak wiedzy ,ja wiele razy zastanawiałam się za nim zostałam mamą coby było gdyby się moje maleństwo zakrztusiło, zemdlało ,doszło do jakiegoś krwotoku lub poparzyło...powiedz jak myślisz ile osób było na kursie pierwsze3j pomocy ,który trwa zaledwie kilka godzin aby byc spokojnym w razie nagłej potrzeby....najprościej powiedzieć o strachu, stresie ,który paraliżuje, ale czy tak powinno być???

      Usuń
    2. Ja idę jutro na dwudniowy kurs pierwszej pomocy ;)
      A jeżeli chodzi o dzieci to uczyli nas na intensywnej, jak ratować dzieciaki. Czyli należę chyba do niezbyt licznego grona, co ;)

      Co do (pseudo)przyjaciół... to wiem jak to jest... niestety...

      Ruda, przesyłam pozytywną energię, bo coś tu nam się smutno zrobiło.

      Usuń
    3. Hej, byłam dziś na tym szkoleniu. Wszystko szło super dopóki nie doszliśmy do szkolenia niemowlaka. Niby błahostka, bo te zasady znałam na pamięć, ale od jakiegoś czasu nawet nie musiałam sobie ich przypominać. Jak tylko zobaczyłam tego maleńkiego fantoma to zamarłam, a jak musiałam go wziąć na ręce to wszytkiego zapomniałam, ręce mi się trzęsły, nie wiedziałam co robić, oczywiście nic nie zrobiłam prawidłowo, marzyłam tylko, żeby go odłożyć i więcej nie widzieć, nie dotykać. Te 3 lata temu, żebym mogła odebrać małą z intensywnej musiałam przejść kurs pierwszej pomocy niemowlaka (i udowodnić, że potrafię wszystko)+ szkolenia opieki nad takim dzieckiem. Nie myślałam, że szkolenie może być takie trudne, i że wszystko wróci w takim momencie. I to ja mam ratować ludzi z mojej pracy gdyby się coś stało. Porażka :(

      Usuń
    4. Katja, ależ niewyobrażalnie trudne to musiało być dla Ciebie, po prostu powróciły ciężkie wspomnienia i Cię zablokowały, współczuję. Ale jak to dowodzi temu, ile my Matki jesteśmy w stanie przezwyciężyć dla swoich Skarbów.. Katja, to nie porażka, to zbyt osobiste i smutne dla Ciebie, wierzę, że w momencie prawdziwego zagrożenia, Twoja wrażliwość nie pozwoli Ci zawieść. Głowa do góry :)

      Usuń
    5. Dzięki :)
      Mój mąż stwierdził, że zwariowałam :(

      Usuń
  3. Nie, nie powinno..:( ale wciąż jest..

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiem co przydarzyło mi się gdy miałam ok 14 lat. Będąc na spacerze z synkiem sąsiadki (ok 1,5 roku) zauważyłam idące naprzeciw dziewczyny, również z dzieckiem, dziewczynką. Spojrzałam na malutką, uśmiechnęłam się do niej i chciałam iść dalej dalej... No i sie zaczęło. Jedna z dziewczyn zapytała co się gapię, oczywiście w szoku nic nie odpowiedziałam, później wybąkałam, że ładne to dziecko i że to na nią patrzyłam... Poszły dalej. za chwilę ktoś podbiegł i poszarpał mnie za włosy, dostałam w twarz z jednej strony, chcąc przytrzymać rękę dostałam z drugiej ręki w drugi policzek, dziewczyna wyższa, grubsza i chyba starsza, ja jestem bardzo szczupła więc "walka" od początku byłą nierówna... Plus ja byłam jedna ona miała w zanadrzu dwie koleżanki. No więc zaczęłam wzywać pomocy, akurat szedł obok nas facet. Dorosły, dobrze zbudowany. Prosiłam go o pomoc... Odwrócił wzrok i poszedł dalej.Na szczęście dziewczyna odpuściła, ja poza najedzeniem się strachu i siniakami wyszłam z tego cało, ale jakbyn stało się coś gorszego (w tamtym momencie myślałam tylko o tym, aby chłopiec wyszedł z tego bez szwanku, na szczęście był w wózku)? Czy dorosły facet nie powinien zaregować na prośbę jakby nie było dziecka? Chyba potrafił zrobić coś, aby tamta dziewczyna odeszła, bez dalszego szarpania mnną to na jego oczach?

    OdpowiedzUsuń
  5. Agata.. brak mi słów, szok. Przykre bardzo :(

    Ruda, ostatnio mam podobne odczucia względem kilku "przyjaciół".. dopóki bylo dobrze, grille, częsta gościna z naszej strony itp było super i tłoczno, teraz kiedy zaniemogłam jest jakoś tak pusto.. smutne :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona, przede wszystkim mój przypadek pokazuje mentalność ludzi. Myślą "Lepiej się nie wtrącać" jednego dnia są to szarpiące dziewczyny, drugiego starsi chłopcy kopiący młodsze dziecko na śmierć... Człowiek wolni nie widzieć chociaż dzieje się to obok. Oczywiście już mając 14 lat pomyślałam, że skoro nie można znaleźć pomocy u dorosłego to gdzie? przecież na policję nie mogłam zadzwonić będąc szarpana bo jak? Znieczulica jest wszędzie zarówno u obcych jak i tych całkiem bliskich...

      Usuń
    2. Iwona, wiesz, ja spojrzałam teraz na sytuację wstecz - odsunęli się od nas dosłownie wszyscy. Poza tymi co zrobili to najbardziej chamsko jak tylko można. Np. "bliski" kolega (taki, którego zna się od dziecka)przyszedł kiedyś do nas, jak przechodziliśmy najcięższe chwile, z butelką wina - po czym sam ją wypił, a jak mu wypomniałam, że nawet nie spytał o naszą córkę, to powiedział, żebym nie przesadzała, bo on ma teraz większe problemy, bo zrywa z dziewczyną. Ale patrząc teraz obiektywnie byli też znajomi, którzy nie wiedzieli jak się zachować, bali się naszej reakcji i teraz wiem, że to ja mogłam do nich wyciągnąć wtedy rękę. Na długi czas zamknęłam się w innym świecie i nie próbowałam z niego wyjść, może gdybym dała wtedy mały znak, że potrzebuję ich.

      Trzymam kciuki za Ciebie :)

      Agata, straszne to co piszesz :(

      Usuń
    3. Agata, niestety masz rację, smutna rzeczywistość :( W zeszłym roku byłam na wspólnym spacerze z moją Siostrą i naszymi Maluchami w wózeczkach, Wracałyśmy drogą pomiędzy domami w podwarszawskiej miejscowości. Moja Siostra prowadziła na smyczy dodatkowo swojego niewielkiego psa. Nagle w naszą stronę zaczął zmierzać duży pies, nasz kundelek w jednym momencie zamarł, podkulił ogon i zaczął piszczeć, gdzie zawsze jest bardzo wyrywny. Moja siostra wzięła naszego psa na ręce. Wszystko działo się tak szybko, ogromny pies rzucił się mimo wszystko na moją siostrę która trzymała swojego psa. Ja próbowałam odciągnąć to bydle, ale on był jak zaprogramowana maszyna, zaduszał na rękach mojej siostry jej psa, zaczęła się lać krew, zaczęłam panikować, szukałam jakiegoś kamienia, kija, ale to na nic, krzyczałyśmy w niebogłosy o ratunek, moja siostra z bezsilności płakała, ja nie wiedziałam czy krew na jej kurtce należała do niej czy do jej psa. Panikowałam strasznie, dzieciaczki w wózkach się pobudziły i leżały w strachu nieruchomo, próbowałam dodzwonić się na 112, bez skutku, krzyczałyśmy ile w nas sił, nikt nie reagował, byłyśmy między domami przecież, na pewno w którymś ktoś był, po kilku minutach horroru pojawił się właściciel psa, zaczęłam krzyczeć do niego i błagać o pomoc, On nie specjalnie sobie radził z nim, ale za to wspaniale szło mu wyzywanie mnie, że po co się drę, że wydziwiam z tym wzywaniem policji itd Jakoś udało nam się wyrwać z tego koszmaru, uciekałyśmy, ja pchałam dwa wózki, moja siostra niosła na rękach konającego psa.. na pobliskich posesjach jak się okazało, byli ludzie, patrzyli na nas z ciekawością, ale jak krzyczałyśmy o pomoc nikt nie reagował, nikt..


      Katja, coś w tym faktycznie jest, może faktycznie niektórzy zwyczajnie nie wiedzą jak się zachować, byłam kiedyś w podobnej sytuacji, ale że źle robiłam milcząc wiem, dopiero teraz..

      Usuń
    4. Historia jak z horroru :(

      Usuń